Aleksander Chłopek - outsider221 Aleksander Chłopek - outsider221
2752
BLOG

Długie ręce służb

Aleksander Chłopek - outsider221 Aleksander Chłopek - outsider221 Polityka Obserwuj notkę 43

Poniższy wpis będzie w pełni zrozumiały, gdy zna się - albo się przeczyta raz jeszcze - poprzednią notkę "Dyktator muzyk rozgromionych", a koniecznie tę o stanie wojennym w moim liceum:  http://1312eksa46.salon24.pl/686012,stan-wojenny-w-rymerze   Polecam, zachęcam.

A oto, jak obiecałem ostatnio, linki do materiałów i dokumentów zgromadzonych przeze mnie i IPN - to tylko skromna część z mojej teczki:

Relacje świadka mojej działalności w PZPR w 1981:

https://www.salon24.pl/u/1312eksa46/996204,dokument-7

Usunięcie mnie z PZPR przez Wojewódzką Komisję Kontroli Partyjnej z interesującym uzasadnieniem - styczeń 1982:

https://www.salon24.pl/u/1312eksa46/996192,dokument-3

Donos TW Bolka z okresu mojego uczestniczenia w Duszpasterstwie Ludzi Pracy - 1986 r.:

https://www.salon24.pl/u/1312eksa46/996218,dokument-11

Dokument z tzw. Instytutu Gaucka o przewożeniu przeze mnie w 1987 literatury zakazanej - zostałem namierzony, w pociągu z Paryża do Polski - szukano tylko mnie:

https://www.salon24.pl/u/1312eksa46/996212,dokument-9

Moje wyjaśnienia po 4. godzinnym przesłuchaniu na ul. Lompy w Katowicach w 1987. Próbowano dowiedzieć się, co przez 3 miesiące robiłem we Francji. Wiedziałem, że oni wiedzą, że pracowałem u M. Chojeckiego w "Kontakcie" przy składaniu kolejnego numeru, że rozmawiałem z  Najderem, Kisielem i z kimś tam jeszcze ważnym, Odpowiadałem w kółko, tak jak w pisemnym "Wyjaśnieniu". Podjęto też po raz któryś próbę zwerbowania mnie do współpracy, bez powodzenia: 

https://www.salon24.pl/u/1312eksa46/996215,dokument-10

A teraz część większej całości: 

                                                                "Pani Irmina"

Że sprawa jest więcej niż poważna, uświadomiłem sobie dopiero po spotkaniu z panią Irminą. A właściwie po trzecim z nią spotkaniu i niedopitej kawie.

Irminę poznałem w latach 1982-84, kiedy to zostałem zesłany do pracy w jednym z gliwickich liceów, nie mając złudzeń, że i w tej szkole los mój jest przesądzony. Uczciwie dała mi to do zrozumienia dyrektor placówki i za to jestem jej wdzięczny do dziś. Przynajmniej szczerze.

Irmina sprawiała na mnie wtedy wrażenie osoby niezwykle wyważonej i kulturalnej, darzonej szacunkiem przez uczniów, słowem uznałem ją za „naszą”, solidarnościową.

Minęły 33 lata i czas już był ostatni, by zebrać jakieś wiarygodne wspomnienia od uczestników i świadków wydarzeń, które rozgrywały się w tej szkole w okresie stanu wojennego. Nikt, moim zdaniem, lepiej od pani Irminy do tego się nie nadawał - miała szczególnie dobre relacje z tymi uczniami, z którymi te dramatyczne wydarzenia się wiązały. A protokoły Rady Pedagogicznej były w tej materii bezwartościowe, bo zostały ocenzurowane, by nie powiedzieć-sfałszowane.

Umówiliśmy się na rozmowę w małej kawiarence w centrum miasta. Nie mieliśmy wiele czasu, więc od razu przystąpiłem do rzeczy. Pamiętała krótkie i niezapowiedziane posiedzenie Rady Pedagogicznej w sprawie dwóch aresztowanych 31 sierpnia '82 uczniów, pamiętała też „osobę polityczną”, która wówczas domagała się od nauczycieli przyjęcia uchwały o wydaleniu tych uczniów ze szkoły i moją na to mocną odpowiedź, zakończoną wnioskiem o wypuszczeniu ich na wolność, przeproszeniu za zatrzymanie i przywróceniu do zajęć szkolnych. „Bo to są polscy uczniowie i to jest polska szkoła.”- mówiłem wtedy. Jeszcze nie wiedziałem tego, co usłyszałem parę dni później od ucznia pierwszej klasy, którego też 31 sierpnia zatrzymano i przesłuchiwano. Zabrano mu aparat fotograficzny i kazano rozpoznać osoby na zrobionych przez siebie zdjęciach. Oberwał mocno, gdy się wyparł „znajomości” ze mną: „swojego profesora nie rozpoznajesz?”

Irmina wspomniała także o późniejszym przesłuchiwaniu na SB tych n-li, którzy głosowali za moim wnioskiem. Bo uczniów Rada Pedagogiczna w jawnym głosowaniu obroniła.

Zapytałem również o prowokację, która miała mnie usunąć ze szkoły i najprawdopodobniej z zawodu nauczycielskiego. Pamiętała! Trzy miesiące po tamtej konferencji, więc w grudniu '82, w klasie maturalnej, którą przejąłem od września, przeprowadzono niezapowiedziany sprawdzian z całości materiału - od starożytności do literatury okresu międzywojennego. By uderzenie było skuteczniejsze, ten sprawdzian oficjalnie zapowiedziany został w innej klasie maturalnej i koleżanka, polonistka, przygotowywała do niego swoich uczniów. Kiedy nieoczekiwanie się zjawili u mnie, zaskoczenie – przede wszystkim dla uczniów, ja w tamtych czasach na wszystko byłem przygotowany, na najgorsze też - było totalne. Średnia poniżej oceny dostatecznej stwierdzałaby moją nieprzydatność do zawodu. Myślę, że władze były pewne końcowego rezultatu. Tym bardziej, że uczniowie mieli poważne braki z lat poprzednich, o czym powszechnie wiedziano. Jednak 50 godzin lekcyjnych, które już z nimi przeprowadziłem, a dla niektórych jeszcze 12 dwugodzinnych zajęć fakultatywnych, zrobiły swoje i efekty sprawdzianu okazały się nieoczekiwanie pozytywne. Uczniowie w tej klasie byli zresztą wyjątkowo inteligentni i też wyjątkowo się zmobilizowali, czując pewnie, o co chodzi. Zwłaszcza, że prowadzący sprawdzian wizytatorzy z Katowic zapewnili ich, że wyniki nie będą brane pod uwagę w ocenie semestralnej i końcowej. Powiedziano im więc niemal wprost, że sprawdza się mnie, za ich wiedzę z trzech lat, w których nie uczyłem.

Poprosiłem, by o tym wszystkim pani Irmina napisała, tak jak to pamięta, swoim stylem. Bo w dokumentach szkolnych nie ma o tym ani słowa. Wydawało się, że nie będzie mieć z tym problemu. Umawialiśmy się jeszcze dwa razy - ostatnie spotkanie miało przebieg dla mnie wstrząsający. Już po paru minutach naszej rozmowy w drzwiach kawiarenki pojawiła się kobieta, na widok której p. Irmina zesztywniała, uniosła się nieco z krzesła i nie bardzo swoim głosem wykrztusiła: „dzień dobry”. Nowo przybyła energicznym krokiem podeszła do bufetu, wykonała w tył zwrot i wyszła. Pani Irmina chwyciła za torebkę i rzucając mi: „panie Aleksandrze, będziemy w kontakcie”, wybiegła. I tyle ją widziałem i słyszałem. Nie odpowiadała na smsy, nie odbierała telefonu.

Podobna sytuacja powtórzyła się niedługo potem z innym świadkiem z tamtych lat, tym razem uczniem V Liceum „Rymera”, w którym stan wojenny zastał mnie na stanowisku dyrektora. Znów serdeczna rozmowa, uczeń pamiętał moje zajęcia prowadzone w ramach tajnego nauczania i parę innych ważnych szczegółów z ówczesnych szkolnych wydarzeń. Sam był wtedy, za I Solidarności, bardzo aktywny, jego nazwisko pojawia się w opracowaniach historycznych dotyczących tamtego okresu. Oczywiście, zobowiązał się, że opisze wszystko. I tyle go widziałem. Przez jakiś czas się usprawiedliwiał, a potem zamilkł.

Jakby tego było mało, coś mnie podkusiło i zajrzałem na stronę internetową „Rymera”. I pożałowałem. Pracowałem tam 3 lata, z tego dwa pełniłem funkcję dyrektora, a w prezentacji elektronicznej ani razu nie pojawia się moje nazwisko. Choć wymienieni są wszyscy, nawet ci, którzy przepracowali tylko rok. A dyrektorzy tej szkoły mają swoje portrety z sympatyczną prezentacją swoich zasług.. Okazuje się, że takiego dyrektora jak ja nie było. Interweniowałem, obiecano - wydawało mi się, że pewnym zawstydzeniem - przebudowanie strony. W końcu pojawiłem się na tej internetowej stronie, ale z taką prezentacją, że lepiej było, gdy mnie tam nie było.

To tylko trzy przykłady z wielu większych i mniejszych zdarzeń o podobnym charakterze. Zdarzeń, oczywiście, związanych z moją osobą i moją działalnością. I wszystkie służą jednemu celowi: pomniejszaniu, najczęściej pomijaniu moich zasług, osiągnięć, czy po prostu przyzwoitości i odwagi. Jeżeli kiedyś podejrzewałem tylko, że moje nazwisko obejmuje jakiś proces anihilacji, to po wyżej przedstawionych faktach nie miałem już wątpliwości.

Tak jak nie mają wątpliwości uczciwi historycy, gdy piszą o „długich rękach” służb i Moskwy, gdy tropią przykłady „dezinformacji, która działa do dziś” (W. Gadowski przy okazji filmu o J.P.II, emitowanego nieszczęśliwie przez TVP z „wybitną” rolą agenta Turowskiego). W. Sumliński zaś stwierdza: „żyjemy w kraju, w którym przeszłość zniewoliła teraźniejszość, w którym historia nie jest historią, lecz czymś, co wciąż trwa.” (W. Sumliński, „Niebezpieczne związki...”, s.172). Niestety - wciąż trwa!

Skoro jesteśmy przy książce Sumlińskiego, to jeszcze jeden cytat: „Likwidacja (człowieka), to ostateczność, bo ściąga uwagę. Najpierw próbują odebrać wiarygodność. Jeśli niewiarygodny jest człowiek, który dokonał ustaleń, to tym samym niewiarygodne stają się ustalenia, których dokonał. Jaką wiarygodność mają ustalenia przestępcy?” (słowa prokuratora A. Witkowskiego (s.303).

Jak można mi było odebrać wiarygodność? Przez kilkadziesiąt lat wydawało mi się to niemożliwe, wszystko w moim życiorysie było przejrzyste i czytelne. Fakty też. A jednak... Od 3 lata porządkuję swój bałagan archiwalny i obok stosu niepotrzebnych dziś nikomu szpargałów, przedawnionych umów, dokumentów, opłat, notatek i brudnopisów, znajduję nierzadko coś bardzo cennego. Czymś takim jest moje "Odwołanie" od decyzji wykluczenia mnie z PZPR z marca 1982 roku. "Odwołanie", które musiałem napisać, jeśli nie chciałem dopuścić do pacyfikacji szkoły, aresztowań wśród nauczycieli i uczniów. Miałem moralny obowiązek zadbać o spokojne funkcjonowanie Liceum do końca roku szkolnego, kiedy to ostateczne rozprawienie się ze mną zaspokoi nienawiść funkcjonariuszy do zbuntowanej szkoły i do mnie osobiście. I tak się stało - pisałem o tym szczegółowo w „Stan wojenny w „Rymerze”.

"Odwołanie" tworzyłem przez ponad miesiąc, bo prośbę o napisanie przekazano mi w styczniu. Najtrudniejsze pismo w moim życiu. Trzeba było sformułować je tak, żeby po pierwszych zdaniach nie wylądowało w koszu. A jednocześnie tak, by nie ulegało wątpliwości, że nie podpiszę „lojalki”. Wszystko poszło według planu i myślę, choć pewności nie mam, że spora w tym zasługa ówczesnej Pani Inspektor Oświaty.

     https://www.salon24.pl/u/1312eksa46/996194,dokument-4

Trzy miesiące później odbyła się rozmowa, po której mogli podjąć tylko jedną decyzję. Oto ona.

Uchwała CKKP o przeprowadzeniu ze mną rozmowy i ostatecznym wyrzuceniu mnie z partii. Proszę zwrócić uwagę na uzasadnienie: "za nieustępliwą postawę" czyli nieugiętą, niezłomną nawet (zachowując wszelkie proporcje wobec Żołnierzy Wyklętych, których też czasem określa się mianem "Niezłomni") .

https://www.salon24.pl/u/1312eksa46/996200,dokument-5

Mieli swoje powody, by mnie nie lubić (niektórzy na pewno nienawidzić), pamiętać i zamieniać mi życie w dramat. Temu służyło ukrycie (sądzę, że raczej sprywatyzowanie) najważniejszych dokumentów, poświadczających moją bezkompromisowość i odwagę. Natomiast kolportowano, jak już teraz wiem, moje "Odwołanie". Dlaczego? Bo "Odwołanie" wyjęte z kontekstu wystawia mi złą opinię. Ukazuje człowieka, który prosił o pozostawienie go w partii. Bo pewno bardzo chciał ocalić swoją karierę - taki wniosek mógł wydawać się oczywisty.   Odnalezione parę miesięcy temu dokumenty wykluczające mnie z partii wyjaśniają wszystko. Także i motywy, które skłoniły mnie do wstąpienia do PZPR. Gdybym to uczynił dla kariery, to podpisanie "lojalki" byłoby nic nie znaczącą formalnością. Jaką dla wielu było.

Mam trochę żalu do tych, którzy mnie dobrze znali, a jednak poddali się tej manipulacji, a nawet posługiwali się nią w walce politycznej. Bo nie mieli dobrej woli. A może niektórzy z nich wykonywali polecenia służb?

Pozostaje to wyjaśnić.

I mam nadzieję, że mi się uda.

 

 


 

Pochodzę z wielodzietnej rodziny z ośmiorgiem dzieci, znam wartość takiej rodziny i bardzo wiele zawdzięczam Rodzicom i Rodzeństwu. Od 18 roku życia byłem inwigilowany przez SB i objęty prze te służby wielokrotnie operacjami rozpracowującymi. Przepracowałem 35 lat w zawodzie nauczycielskim jako polonista, dwie kadencje w Sejmie, w Klubie parlamentarnym PiS. Od 12 lat bezpartyjny. Obecnie na emeryturze, ze statusem represjonowanego politycznie w PRL. Uczestniczę w lekkoatletycznej rywalizacji sportowej na Mistrzostwach Polski Mastersów, zdobyłem kilkanaście medali, w tym 7 złotych (w skokach: wzwyż, w dal, trójskok i o tyczce). Sympatyk PJJ.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka