Aleksander Chłopek - outsider221 Aleksander Chłopek - outsider221
1101
BLOG

Bez nienawiści, ze współczuciem

Aleksander Chłopek - outsider221 Aleksander Chłopek - outsider221 PiS Obserwuj temat Obserwuj notkę 4

   Administracja FB przypomniała mi, że dziś właśnie przypada 3 rocznica publikacji tekstu o "najsławniejszym policzku w III RP". Jest - moim zdaniem - ciągle aktualny, więc zgodziłem się go ponownie z tej okazji udostępnić. I tym samym przypomnieć go na salonie24. Aktualność odnosi się szczególnie do ostatnich zdań tekstu, uwyraźnionych tłustym drukiem. W postscriptum rozwinę ten wątek w paru zdaniach i tym samym stanie się on zapowiadaną II częścią mojej publikacji sprzed trzech tygodni: "Odznaczenie czy rehabilitacja. Krzyż Wolności i Solidarności."


                                                          Duchowi memu dała w pysk i poszła  - publikacja z 17.07 2014

    Przyznam, że nie budzi mego oburzenia spoliczkowanie Boniego. Co więcej, poczułem sympatię do Korwin-Mikkego. A ponieważ mam wrodzoną niechęć do stadnych zachowań, muszę poważnie przeanalizować fakt tak powszechnej dziś politycznej niechęci do KNP – wszystkich od prawa do lewa, a nawet z marginesu (twój ruch.) Bo to może zastanawiać, prawda?

Ale to inna rzecz, na inny czas. Dziś już za późno, by pisać o najsławniejszym policzku w III RP, zwłaszcza że felieton Rosemanna, z tym przywołaniem „Wodzireja”, ujmuje rzecz najgłębiej. A nawet jeszcze głębiej, gdy sobie przypomnimy kto grał Danielaka.

Swojej sympatii do Rosemanna ukrywać jednak nie zamierzam, bo to jeden z nielicznych tu blogerów, który potrafi napisać:Tak naprawdę czyn Korwina,  cokolwiek by myśleć o jego poglądach i wyborach...”. Na przekór prawie wszystkim, którzy by to ujęli w „piękny” rusycyzm: „...cokolwiek by nie myśleć...” Niby drobiazg, a inaczej się czyta.

Więc do sprawy prawie przebrzmiałej bym nie wracał, gdyby nie jakiś program publicystyczny w Polsacie i rozmowa Zalewskiego z nieoficjalnym z-cą przew. KNP. Niech mi wybaczy, że nazwiska nie pamiętam, ale sobie przypomnę i przyswoję, bo pokazał, że warto. Zalewski oczywiście dwoił się i troił, by zająć cały czas antenowy, ale „Korwinowiec” i tak przebił się ze swoim logicznym i jednoznacznym uzasadnieniem.

Oglądałem w gronie rodzinnym (polecam ten zwyczaj wszystkim, utrwala poczucie wspólnoty) i w komentarzach na gorąco pojawiła się celna uwaga: „...gdyby nie donosił i nikomu nie szkodził, to by się nie bał tej ustawy i by jej tak zajadle nie zwalczał”. Proste i celne, prawda? I choć istota wymierzonej przez Korwin–Mikkego sprawiedliwości nie ma nic wspólnego z kwestią donoszenia, tylko dotyczy wyrządzonej oszczerstwem krzywdy i braku przeprosin, to jednak warto również ten aspekt sprawy ujawnić. Bo Boni wydaje się być postacią od początku do końca zakłamaną.

Uświadomiłem sobie, że ten rodzinny komentarz odnosił się, czy też bardziej: pojawił się może z racji moich politycznych doświadczeń. Współtworzyłem przecież w Gliwicach w 2001 roku partię Prawo i Sprawiedliwość głównie dlatego, że miała w swoim programie dekomunizację, lustrację i walkę z korupcją. Nie bałem się, jak Boni, choć miałem za sobą prawie 4 lata w PZPR (do 13.12.81r.), z tego 5 miesięcy w Plenum i Egzekutywie. Nie bałem się dekomunizacji, bo wiedziałem, że muszą istnieć dokumenty, ujawniające moją rolę w tych partyjnych organach i że żyją też liczni świadkowie tamtych, związanych z moją aktywnością, wydarzeń. I że istnieje także mój zawodowy życiorys, który mściwa ręka partii i służb zamieniała w większości w koszmar, w takim samym stopniu w PRL, jak i w III RP.

Znam, jak mało kto, co znaczy oszczerstwo i pomówienie. Przyjmuję za swoją Herbertowską refleksję, że „oszczerstwo, jest najgorszym rodzajem zabójstwa.” Bo się najczęściej pozostaje bezbronnym wobec kłamców. I rozumiem Korwin-Mikkego. Choć wolałbym, by policzkowano oszczerców boleśniej, lecz nie fizycznie. Jak to cudownie ujął Słowacki w „Fantazym”. Z całego dramatu zostało mi w pamięci tylko to jedno zdanie: „Duchowi memu dała w pysk i poszła”.

Tylko czy tacy, jak Boni, mają „ducha”? Tak, jak tego ducha rozumiał Słowacki i rozumiemy my.


A teraz postscriptum w trzecią rocznicę publikacji.


                                                       

                                                     Bez nienawiści, ze współczuciem


    Dziś jestem kawalerem Krzyża Wolności i Solidarności,który przyznaje się za działalność na rzecz wolności i solidarności (także tej pisanej przez duże "S") do roku 1989. W moim przypadku ten czas obejmuje także krótką  działalność w PZPR. Znalazły się, dzięki wspólnej pracy z IPN, dokumenty, niezbicie stwierdzające moją w tamtym czasie odwagę, a dziś mogę powiedzieć więcej: zuchwałość i determinację w obronie najwyższych wartości, uosobionych wówczas w NSZZ "Solidarność".

    Kilka osób spośród tych, co wcześniej mi ubliżali, zdobyło się na piękny gest - zatelefonowali, przeprosili. Że nie  wiedzieli, nie znali prawdy.... i ja to rozumiem. I nie mam żalu. Milczą ci, których pogarda, wyrażana nie tylko słowem, postawą, lecz w jednym przypadku także  fizycznie,  bolała i boli najmocniej - bo ich ceniłem i mimo wszystko cenię nadal. Milczą też moi najbliżsi współpracownicy z okresu mego szefowania (przez 10 lat) gliwickiemu Prawu i Sprawiedliwości. Tak jak milczeli wtedy, gdy mnie "rozpracowywano i eliminowano" z PiS. Milczeli może w przekonaniu, że coś musi być na rzeczy w powszechnej atmosferze podejrzeń, nieufności i oskarżeń wobec mnie. A przede wszystkim w widocznej utracie przez kierownictwo partii do mnie zaufania (podejmowano decyzje odbierające mi autorytet i wiarygodność, więcej - szacunek). Dziś milczą i przyznam, że niczego więcej nie oczekuję.

    Przeżyłem w latach 2011 - 2016 osobisty dramat i koszmar. Nie pierwszy, pewnie nie ostatni - takie widocznie ma być moje życie. Przypadki poniżania mnie i szkalowania były naprawdę wstrząsające, mogły zabić cywilnie, bo szły od ludzi wyznających (wydawało się) wspólne ze mną wartości. Traciłem dobre imię. Dziś wiem, że mi to zafundowały służby i ludzie małych charakterów, w jakiś sposób od  "bezpieczniackich watah" uzależnieni. Zawsze tak było, od połowy lat siedemdziesiątych. Tamte dawne sprawy nigdy mnie nie prześladowały, ani na jawie, ani we śnie. Z tymi z ostatnich lat było gorzej - nie mogłem zapomnieć, nie umiałem ich także przelać na papier, by przeżyć katharsis. Musiałem sobie przez te parę lat poradzić ze złymi uczuciami, może nawet z chęcią odwetu. To trudne, trzeba taki stan uczuć sobie wymodlić. Dziś mogę pisać bez nienawiści, a nawet ze współczuciem. Wobec tych wszystkich o słabych charakterach, których wykorzystano.

    O tym będzie III część - już spisana, jeszcze nie opublikowana. Którą od dłuższego czasu zapowiadam i na publikację której ciągle nie ma dobrego czasu. Muszę ją jak najszybciej upublicznić, nie dlatego, że tylko prawda jest ciekawa; ta prawda jest przede wszystkim potrzebna mnie i tym, których dotyczy. Czekam więc, jak się scena polityczna uspokoi i nikt nie będzie wykorzystywał moich publikacji do walki z PiS-em. Bo choć moje wspomnienia obejmują ludzi z tą partią związanych, a nawet pełniących dziś wysokie stanowiska, to jednak nie są krytyczne wobec organizacji jako całości, ze swoim programem i ogólnie dobrą zmianą. Choć dobra zmiana nie jest jeszcze zmianą najlepszą.  Cóż, nie ma na tym świecie rzeczy doskonałych. Warto jednak do nich tęsknić.

Pochodzę z wielodzietnej rodziny z ośmiorgiem dzieci, znam wartość takiej rodziny i bardzo wiele zawdzięczam Rodzicom i Rodzeństwu. Od 18 roku życia byłem inwigilowany przez SB i objęty prze te służby wielokrotnie operacjami rozpracowującymi. Przepracowałem 35 lat w zawodzie nauczycielskim jako polonista, dwie kadencje w Sejmie, w Klubie parlamentarnym PiS. Od 12 lat bezpartyjny. Obecnie na emeryturze, ze statusem represjonowanego politycznie w PRL. Uczestniczę w lekkoatletycznej rywalizacji sportowej na Mistrzostwach Polski Mastersów, zdobyłem kilkanaście medali, w tym 7 złotych (w skokach: wzwyż, w dal, trójskok i o tyczce). Sympatyk PJJ.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka